piątek, 6 lutego 2009

^.^


Daawno mnie nie było. Ale jakoś tak, komputer się popsuł, ja w szkole zagoniona, po drodze występy. . . Kręci się karuzela. Wiem jedno. Jest dobrze, bardzo dobrze, może nawet świetnie. jest jak nigdy. Robię to co kocham i zgarniam niewielkie honoraria. Pierwsze pieniądze, które zarobiłam na śpiewaniu. Już je przepuściłam, ale takie potrzeby :] Mimo to jestem strasznie zadowolona. W środę mam pierwszą mini rozmowę do gazety... Kurcze no nie wiem jak to nazwać. Udaje mi się wszystko teraz. W szkole nie narzekam, na znajomych też, faceta nie szukam(nie potrzebuje?), w domu ok tylko zdrowie jak zwykle w drugą stronę, ale to już norma. Tak mi jeszcze w życiu nie szło... nigdy.

Moje handmejdy tworzą się. nie zastałam się całkiem, jednak fotek nie ma. Wszystko co robię to na potrzeby dziewczyn z internatu. Robię kartki jeśli jest potrzeba. Może to dla niektórych naiwne, dla mnie to kop do jakiejś pracy. Teraz wpisałam się na Lawendynke bo temat mi baaaardzo odpowiada. Wykorzystam w niej na pewno cudowne tusze od Ludki, którą z tego miejsca mocno całuję. Nie tylko za tusze. Za to, ze jest o każdej porze dnia i nocy, i służy wspaniałą radą i pomocą.

Pozdrawiam hmm... Stonki, Moje współlokatorki, Patmanka :* Martyneu, pokoje 81,83, które i tak nie będą miały pojęcia o tych pozdrowieniach, Oraz Hameronki :*

niedziela, 28 grudnia 2008

Fotografie











Zimowo...

Fotografie poprawione w programie do edycji grafiki: Ostrość, nasycenie, kontrast.

Smutni


...Ludzie mają ciężej.
Człowiek smutny zwykle zostaje sam. Nikt nie ma ochoty wytrwać przy smutnym człowieku. owszem wielu zapyta co sie stało,a le potem zostawia.Nie rozumieją, że nie zawsze jest łatwo o czymś mówić. nie rozumieją, ze trzeba poczekać, być cierpliwym. Szkoda...

Życzę Wam na Nowy Rok, byście zawsze mieli "kogoś" kto wytrwa.

piątek, 26 grudnia 2008

.


Ostatni dzień świąt. Świąt pierwszy raz w pełni udanych, miłych, ciepłych, prawie wymarzonych.
Jestem zadowolona. Mniej cieszy mnie fakt upływającego czasu. Tego, że dziś już piątek, że został mi tydzień i powrót do internatu. Będzie ciężko, bardzo ciężko. I w większym i mniejszym kręgu tamtych ludzi. Wcale nie chce mi się wracać. Nawet nie wiem czy jest do czego. Tamto miejsce, znajomi, zawieranie jakichś bliższych i dalszych znajomości jest tak ulotne i zmienne, że w sumie nie wiem czego się spodziewać po następnym dniu. Samemu chyba lepiej. Mniej problemów i zastanawiania się nad każdym krokiem.
Wydaje mi się jednak, że coś mam. Coś prawie pewnego i boję sie tego stracić. A mam wrażenie, ze to wszystko wisi na kilku, cienkich włosach.